Leczenie naturalne

Natura dała Nam wszystko co niezbędne…

Iwan Niumywakin kilka ważnych słów o nadlenku wodoru

Posted by naturalnel w dniu 10 października, 2014


Podsumowanie
Chociaż oficjalna medycyna bie­rze swój początek w medycynie ludo­wej, którą Ministerstwo Zdrowia Fede­racji Rosyjskiej darzy sympatią, nadal robi się wszystko, by postępowe ten­dencje tradycyjnej medycyny ludowej były ignorowane, mimo że dziś wiele osób rozumie, iż bez integracji wysił­ków medycyny oficjalnej i wielowieko­wego doświadczenia medycyny ludo­wej nie uda się wyjść ze ślepego zauł­ka.
Oczywiście ogromne znaczenie ma kompleks nastawionych na profi­laktykę przedsięwzięć przywracają­cych zdrowie, w tym rozwiązanie wielu problemów społecznych, ekonomicz­nych i ekologicznych, a szczególnie obyczajowych. Jest to jednak możliwe wyłącznie na poziomie państwowym.
Na zachodzie dawno już to zro­zumiano, i troska o pomyślność oby­wateli jest zagadnieniem ogólnonaro­dowym.
Zapewne nasze życie polega na walce starego z nowym – taka jego proza, która każe żyć w oczekiwaniu na lepsze jutro. Taka ulotna i jednocze­śnie określona postawa pomaga czło­wiekowi żyć i przeżyć. Jest ona właści­wa szczególnie mieszkańcom Rusi, na których barki spada tyle przeciwności, że inne narody dawno by już wymarły. A my żyjemy i mamy nadzieję. Na tym właśnie polega mentalność i siła na­rodu rosyjskiego oraz jego istoty.
Kończąc książkę, wyjawię Wam niepokojącą tajemnicę. Otrzymuję wie­le listów od lekarzy, którzy wykonują dożylne wlewy nadtlenku wodoru. Wie­cie, co oni robią? Upewniwszy się, że nie są w stanie czymkolwiek pomóc pacjentowi, piszą w historii choroby, że
aplikują glukozę, a w rzeczywistości wprowadzają nadtlenek wodoru. A wtedy pacjent wraca do zdrowia. Kogo my oszukujemy i jak długo będziemy trwać w takim powszechnym zakłama­niu? Mówi się, że jest to jeden z grze­chów głównych, a my wciąż marzymy o jakichś jasnych ideach, śniąc o wza­jemnym zaufaniu. Przecież nie ma nic prostszego: niech każdy robi to, co spowoduje, że inni będą czuli się le­piej. Jeśli tylko zasada ta stałaby się prawem, nasze życie naprawdę byłoby zdrowe i szczęśliwe!
Wielu pyta mnie o metody, które stosuję na sobie. Moja historia stanowi zaprzeczenie obiegowej opinii, panu­jącej w oficjalnej medycynie, jakoby proces arteriosklerotyczny był nieod­wracalny. Gdy miałem 52 lata, lekarze postawili diagnozę: proces arterioskle-rotyczny ze szczególnym porażeniem mózgu i serca, przy ciśnieniu krwi 160-180/100-120, pulsie 75-86; arytmia i wiele innych towarzyszących temu chorób, takich jak reumatoidalne zapa­lenie stawów. Z punktu widzenia ofic­jalnej medycyny powinienem być prze­wlekle chory albo w ogóle nie żyć.
Jednak już wcześniej dużo czy­tałem i dobrze orientowałem się w środkach medycyny ludowej, choć ni­czego nie stosowałem. Zacząwszy na miarę swych możliwości gimnastyko­wać się, stosować żywienie rozdzielne z równoczesnym ograniczeniem obję­tości porcji, oddychaniem przepono­wym ze wstrzymywaniem powietrza na wydechu przez minutę do czterech, joggingiem, prysznicami naprzemien­nymi, ogólnym hartowaniem organiz­mu (na działce, niezależnie od pory ro­ku, chodzenie boso i w szortach), osią­gnąłem znaczną poprawę stanu zdro­wia. Jednak szczególnie dobrze po-095
czułem się, gdy zacząłem zażywać nadtlenek wodoru i stosować go dożyl­nie. Ciśnienie krwi spadło do 120-130/75-80, puls w spoczynku wyniósł 55-60, w czasie snu 45-50, z rzadka pojawiały się ekstracystole (przed­wczesne pobudzenia serca), ale ja ich nie zauważałem.
Wraz ze mną cała rodzina zaży­wa nadtlenek wodoru nie tylko wew­nętrznie i zakrapiając go do nosa, ale też wstrzykuje go sobie w warunkach domowych do żyły przy pomocy strzy­kawki.
Żyjemy, cieszymy się zdrowiem i życzymy tego również Wam. Praca w charakterze ludowego znachora to nie tylko obciążenie psychiczne, którego udźwignięcie wymaga gruntownej zna­jomości fizjologii i stanów patologi­cznych oraz metod ich korygowania. Wiąże się to z niesieniem odpowie­dzialności za rezultat leczenia. Stano­wi to również obciążenie fizyczne. Podczas wykonywania samej tylko te­rapii manualnej trzeba „przerzucić” co najmniej jedną tonę dziennie, czego nie zrobią raczej ci, którzy do nas przy­chodzą.
Człowiek żyje nie tylko na pozio­mie ciała fizycznego, ale również na poziomie duszy i energii, którą powi­nien być przez cały czas naładowany do pełna. Podczas choroby energia -podobnie jak w akumulatorze – ulega zużyciu. Pojawiają się przebicia w izo­lacji (biopolu). Oto dlaczego różnego rodzaju ludowi znachorzy starają się (niestety nie zawsze fachowo) „naład­ować” człowieka. Wielu z nich udaje się to i wszelkie lekarstwa oraz sposo­by jakby „rozpalają” osłabione mecha­nizmy odżywiania komórek i zaczynają one prawidłowo działać, wydzielać energię, przywracając potencjał układu
energoinformacyjnego, który doprowa­dza do normy wszystkie procesy ży­ciowe. Należy jednak pamiętać, że gdyby w tym stanie rzeczy usunąć je­dynie tlen atomowy, to nic nie będzie w stanie podźwignąć chorego z łoża boleści i nikt nie napompuje go en­ergią.
Układ energoinformacyjny otrzy­muje 50% energii od Wszechświata (energia stwarzania). Jest to energia falowa o częstotliwości żywego organi­zmu. Pozostałe 50% energii powstaje w procesie podziału komórek. Owo 100% energii układu energoinforma-cyjnego zarządza wszystkimi procesa­mi w organizmie. Jest to wielka mą­drość Przyrody.
Człowiek otrzymuje 50% energii z zewnątrz, a kolejne 50% musi dosta­rczyć sobie sam. Jeśli człowiek będzie leniem, to po prostu umrze. Jest to szczególnie istotne w chwili, gdy me­dycy oświadczają, że to już koniec. W organizmie drzemią pokłady rezerw, w tym tlen atomowy, który w połączeniu z innymi staraniami pomoże Wam upo­rządkować kwestię zdrowia.
Oczywiście wszystko co powie­działem wymaga jeszcze dodatkowych badań, ale wydaje mi się, że nikt w naj­bliższej przyszłości nie będzie się nimi niestety zajmował, bo obaliłby tym sa­mym wszystkie panujące dogmaty o przyczynach chorób i, co ważniejsze, sztucznie ugruntowane podejście do leczenia za pomocą lekarstw syntety­cznych, które są bezsilne wobec zasie­dlającej nasz organizm mikroflory bak­teryjnej, która po takim leczeniu staje się jeszcze bardziej zakaźna.
Jak widać z doświadczenia sto­sowania nadtlenku wodoru, gromadzo­nego praktycznie w podziemiu, pows­taje więcej pytań niż odpowiedzi. Z te-096
go względu powinny powstać instytu­cje, które miałyby obowiązek zająć się tym i wprowadzić w życie deklarowaną troskę o człowieka.
Medycyna ludowa proponuje wiele metod i środków pochodzenia naturalnego, które z wystarczającą do­zą pewności leczą to, co wymyka się spod władzy medycyny oficjalnej. Czas, by zjednoczyć wysiłki i uznać medycynę ludową za jeden z rodzajów działalności medycznej. Ogólnorosyj-skie Stowarzyszenie Specjalistów Me­dycyny Ludowej, Tradycyjnej oraz Znachorów przygotowało projekt, który od kilku lat rozpatrywany jest przez Rosyjski Parlament bez żadnych rezul­tatów. Na przykład moje doświadcze­nie jako znachora ludowego jest świa­dectwem tego, że można przy pomocy nadtlenku wodoru, w połączeniu z na­świetlaniem krwi UV, leczyć tysiące lu­dzi bez jakichkolwiek nakładów finan­sowych, niezależnie od rodzaju choro­by, o czym dowiedzieliście się już z ni­niejszej książki.
Przypominam, że oprócz przez­naczonego dla gabinetów lekarskich przyrządu „Helios-1″, stworzyliśmy przyrząd służący do leczenia zwierząt praktycznie bez jakichkolwiek lekarstw, „Helios-2″, a także podnoszący nawet dwukrotnie plony z wszelkich upraw, wykluczający konieczność nawożenia lub zmniejszający ją do minimum zes­taw do zastosowania w gospodarst­wach rolnych. Stosując to urządzenie można w ciągu 3-5 lat przywrócić nat­uralny sposób uprawiania roli.
Tak właśnie powstaje skuteczny system ekologiczno-prozdrowotny na wszystkich poziomach: ludzkim, zwie­rzęcym, roślinnym, oraz na poziomie gleby, czego stosowne instytucje są świadome. Tylko że okazuje się, że
chociaż te wynalazki mają ponad 25-30 lat, nie ma na nie zapotrzebowania, ponieważ „zabrałyby chleb” wielu pla­cówkom naukowo-badawczym i fabry­kom produkującym wyroby farmaceu­tyczne. Przeżywszy wiele lat doszed­łem do paradoksalnego wniosku, że w Rosji zdrowy człowiek nikomu nie jest potrzebny.
O nadtlenku wodoru powiem co następuje: nie ma sensu kreować go na jakieś cudowne panaceum. Jak już rozumiecie, podczas każdej choroby zwiększa się w organizmie zużycie nadtlenku wodoru i w rezultacie pow­staje jego deficyt. W związku z tym pa-togenna flora ma możliwość wzmocnić swe oddziaływanie. Jedne choroby się nasilają, a inne, nowe – pojawiają. Or­ganizm bezwarunkowo wymaga wów­czas pomocy, bez której nie jest w sta­nie się obejść. Nadtlenek wodoru jest właśnie jednym z najefektywniejszych sposobów pomocy. Określiłbym nad­tlenek wodoru jako swego rodzaju wszechstronny środek wspomagający leczenie każdej dolegliwości.
Wielu pacjentów – szczególnie czytelników „ZSŻ” (a jest ich ponad 3 miliony) – żąda, by lekarze aplikowali im nadtlenek wodoru dożylnie, powołu­jąc się przy tym na mój autorytet. Le­karze wówczas nie tylko godzą się na ten zabieg, ale czynią go podstawą leczenia stosowanego w wielu choro­bach. Metoda przyjmuje się nie „z gó­ry”, ale „z dołu”, podobnie jak powstała oficjalna medycyna – ze źródeł medy­cyny ludowej.
By ułatwić lekarzom życie dono­szę, że Iżewska Państwowa Akademia Medyczna, reprezentowana przez Re­publikańskie Centrum Aktywnej Im-munokorekcji Chirurgicznej, opubliko­wała jako list otwarty doniesienie „Za-097
stosowanie wewnątrznaczyniowego wprowadzania małych stężeń roztworu nadtlenku wodoru w praktyce klinicz­nej” (lżewsk, 2002). Pracownicy owe­go Centrum szeroko stosują nadtlenek w praktyce leczniczej, o czym wiecie już z wywiadu z profesorem W. Sytni-kowem.
Jak widzicie lody topnieją i Minis­terstwo Zdrowia nie zdoła już, jak sądzę, powstrzymać szerszego zasto­sowania nadtlenku wodoru w praktyce klinicznej. Przeciwnie, jego kierownic­two powinno ze wszystkich sił sprzyjać temu, by faktycznie dbano o zdrowie obywateli Rosji. Cóż – pożyjemy, zoba­czymy. Z natury jestem optymistą.
Przypuszczam, że w miarę wy­korzystania nadtlenku wodoru w prak­tyce medycznej będziemy odkrywać nowe, kolejne właściwości tego prepa­ratu.

Dodaj komentarz